Dlaczego policjanci odchodzą ze służby?
Dlaczego policjanci odchodzą ze służby? Były komendant wojewódzki: Zaufanie zostało mocno zachwiane, atmosfera jest zła.
W rozmowie z radaktorką Gazety Wyborczej Wiolettą Kruk – generał Józef Gdański, emerytowany komendant wojewódzki policji w Rzeszowie.
Dostępny również na stronie wyborcza.pl https://rzeszow.wyborcza.pl/rzeszow/7,34962,29683614,policjanci-odchodza-ze-sluzby-byly-komendant-wojewodzki-niektorzy.html
Niektórzy policjanci mówią, że muszą się dzisiaj zastanawiać, czy ich działanie będzie mniej czy bardziej „polityczne”, chociaż powinni dbać wyłącznie o to, czy jest prawne czy bezprawne. Nie martwią się tym, że nałożyli komuś mandat słusznie, czy nie, ale tym, czy może wystawili go komuś, komu nie powinni – mówi generał Józef Gdański, emerytowany komendant wojewódzki policji w Rzeszowie. – Kiedy rozmawiam z podkarpackimi policjantami, którzy bywają w Warszawie, czy na wschodniej granicy, słyszę, że inaczej sobie wyobrażali służbę – dodaje.
Wioletta Kruk: Liczba wakatów w policji to około 13 tysięcy. A chętnych do służby coraz mniej. Pana to dziwi?
Generał Józef Gdański, emerytowany komendant wojewódzki policji w Rzeszowie: W ogóle. Nikt nie zakłada munduru dla samej idei. A policja nie jest dziś konkurencyjnym pracodawcą. Nie może też przyjmować w swoje szeregi przypadkowych osób, stąd obniżanie wymogów jest dość ryzykowne. Policjanci dostają broń, prawo zatrzymania, zakładania podsłuchów, karania i wiele innych uprawnień. Jeśli dajemy komuś do ręki taki oręż, musimy mieć pewność, że wykorzysta go wyłącznie do celów zwalczania przestępczości i innych istotnych zagrożeń bezpieczeństwa kraju. Dlatego potrzeba dobrych ludzi. Przyjdą tacy, jeśli będą szanowani przez obywateli i władze państwowe i dostaną odpowiednie wynagrodzenie. Powinni móc powiedzieć: „Poświęcam się dla Polski i jej obywateli, mam ustawowy obowiązek narażać życie, ale godnie zarabiam. Jeśli coś mi się stanie, moja rodzina będzie mieć realne zabezpieczenie, a nie tylko obietnicę”.
W ostatnich 24 miesiącach w województwie podkarpackim na emeryturę przeszło 539 policjantów. W tym samym okresie szeregi policji zasiliło 338 funkcjonariuszy. Liczba wakatów: 301.
– Mniej więcej do 2012 roku przyjmowaliśmy 2,5-3 tysiące podań rocznie. Zdarzały się trendy spadkowe, ale chętnych nigdy nie brakowało. Z reguły mieliśmy stuprocentową obsadę etatową. Przyjmowaliśmy 150-200 osób, bo nie było tak licznych odejść jak dziś. Policjanci pracowali do czasu, aż osiągnęli pełną wysługę emerytalną. Często funkcjonariusze z Podkarpacia byli kierowani do innych garnizonów, głównie Warszawy. Jeśli ktoś służył w policji, był zadowolony, bo miał państwowy etat i do pewnego czasu godną, jak na warunki podkarpackie, płacę. Przede wszystkim jednak cieszył się szacunkiem. Pracowaliśmy na nasz autorytet od 1990 roku. Kiedy byłem czynnym policjantem, szczyciłem się tym, że instytucja represyjna, jaką jest policja, była wyżej oceniana niż samorządy, Kościół i wojsko. Konkurowaliśmy jedynie ze strażą pożarną. Dziś to zaufanie zostało mocno zachwiane.
W Stanach Zjednoczonych policjant – obok lekarza, pielęgniarki, wykładowcy akademickiego i sędziego – darzony jest największym zaufaniem.
– Tam policja cieszy się autorytetem takim jak sądy. Szacunek do tych instytucji jest potężny, bo obywatel ma w nich oparcie. Kiedy rozmawiam z podkarpackimi policjantami, którzy bywają w Warszawie czy na granicy wschodniej, słyszę, że inaczej sobie wyobrażali służbę. Każdy składa ślubowanie. W rocie jest wyraźnie napisane: „Służyć wiernie narodowi polskiemu”. Czytaj: obywatelowi. Odnoszę wrażenie, że policja o tym zapomniała i zaczyna służyć szeroko rozumianej władzy. W tym również upatruję przyczyn odejść. Chociaż wielu funkcjonariuszy żegnających się z „mundurem” – mimo młodego wieku – wspomina też o wypaleniu zawodowym, pogarszających się relacjach służbowych czy braku jasnych zasad awansu.
Jaka jest dziś atmosfera w komendach?
– Z opowieści funkcjonariuszy, których spotykam, wnioskuję, że raczej niezbyt optymistyczna. Policjanci mówią o nie najlepszych relacjach międzyludzkich, unikaniu wzajemnych kontaktów, nawet służbowych, dziwnych awansach czy doborze na stanowiska służbowe. Narzekają też na zachwiany system wynagradzania za pracę m.in. tzw. dziadkowe, czyli dodatki dla funkcjonariuszy z dużym stażem, które mają ich motywować, by nie odchodzili ze służby. Policjant uprawniony do „dziadkowego” i nieuprawniony realizują podobne obowiązki, zajmują identyczne stanowiska, a wynagrodzenie różni się nawet o kilka tysięcy złotych. Dobra atmosfera w służbach jest niezbędna. Jeżeli wykonujemy zadania przy większym czy mniejszym zagrożeniu, to przynajmniej jako partnerzy powinniśmy sobie ufać. Muszę być pewien, że jeśli podejdę w nocy do samochodu, żeby wylegitymować kierowcę, za mną będzie stał kolega (koleżanka), który(a) w razie czego mnie obroni. A jeśli zostanę ranny, wezwie szybko pomoc. Żeby tak było, musimy się wzajemnie szanować i wspierać. Tymczasem koledzy często mówią, że jest wyścig po awanse i splendory, a brakuje miejsca na zdrowe relacje służbowe. Zastanawiają się też nad tym, czy w przyszłości ich emerytury będą pewne i czy któraś władza nie uchwali znów ustawy represyjnej na wzór dezubekizacyjnej.
Byli podwładni i koledzy żalą się panu?
– Kiedy spotykam byłych lub czynnych funkcjonariuszy, z reguły pytają, czy odchodzić na emeryturę bądź czy dobrze zrobili, że już „zdjęli mundur”. Mają za sobą dopiero 15 lat służby, czasem nieco więcej i mogą liczyć na emeryturę w wysokości 40 proc. ostatniej wypłaconej pensji. Chcą odejść, kiedy stają się policjantami z odpowiednim doświadczeniem. Państwo ich wyszkoliło, dało pieniądze, pozycję społeczną, ale też obdarzyło ogromną odpowiedzialnością. Uważam, że za tymi czasem niespodziewanymi pożegnaniami stoi presja osiągania służbowych sukcesów, ale i presja społeczna. Przecież wiele osób na nich codziennie patrzy. Nie każdy to potrafi wytrzymać psychicznie. Przeciętny obywatel przekroczy prędkość, zapłaci mandat i po sprawie. A jeśli policjant przekroczy prędkość, poniesie konsekwencje prawne, to znajdzie się w mediach.
Nie, jeśli odpowie za to wykroczenie, jak przeciętny obywatel. Sama pisałam o komendancie policji, który spowodował kolizję i został pouczony. Nie oszukujmy się – każdy inny kierowca dostałby mandat i punkty.
– Czytałem (śmiech). W ten sposób zniechęcamy obywateli do przestrzegania prawa. Policjanci tego wymagają, podczas gdy niekiedy sami nie dają dobrego przykładu. W przeszłości też otrzymałem raz mandat karny za prędkość. Dostałem 3 pkt i 200 zł, ponieważ nie byłem wcześniej karany. Popełniłem wykroczenie, bo jestem tylko człowiekiem, ale poniosłem takie same konsekwencje jak każdy. Pewnie dlatego o moim przypadku nie było adnotacji w mediach. Policja to instytucja, która ma służyć ludziom, chronić przed złem i pokazywać, że każdy wobec prawa jest równy. Dotyczy to też każdego przedstawiciela władzy. To, że ma prawo do ochrony, nie powinno oznaczać, że pilnuje go cała policja. Powinniśmy jasno określić i rozdzielić zasady przydzielania ochrony policyjnej podczas wizyt przedstawicieli władzy państwowej czy samorządowej od tych organizowanych przez partie polityczne. Dlaczego każdy obywatel ma ponosić koszty finansowe takich wizyt i narzekać na utrudnienia np. w ruchu drogowym?
A jak na funkcjonowanie przeciętnej komendy wpływa to, kiedy ich policjanci są oddelegowani do obstawy polityka albo na marsz w Warszawie?
– Jeżeli w Rzeszowie codziennie wychodzi na służbę określona liczba patroli, to kiedy wyjadą do stolicy, zostanie ich mniej. Braki zawsze były nadrabiane funkcjonariuszami z innych komórek organizacyjnych. Takie zastępstwa nie zawsze przynoszą dobre efekty. Nikt też nie zwolni tego policjanta z wykonania jego podstawowej pracy. Jeżeli to są incydentalne przypadki, to nie wpływają w wielkim stopniu na lokalne bezpieczeństwo. Jeśli jednak ma to miejsce regularnie, to współczuję zarówno tym, którzy tę służbę koordynują, jaki i tym, którzy ją wykonują. Pamiętajmy, że policjanci czasem bywają chorzy, mają prawo do urlopu, ale i obowiązek odpoczynku. Dawniej żartowaliśmy, że policjanci po ciężkim wysiłku są zdolni do jeszcze większego wysiłku, ale to nie są cyborgi. Może ten „stary materiał” był inaczej ukształtowany, wychowany w mniej cieplarnianych warunkach, dlatego byliśmy bardziej wytrzymali psychicznie, fizycznie. A może to efekt zasadniczej służby wojskowej?
Czym skorupka za młodu nasiąknie… Dobre szkolenie to dobry policjant?
– Podam przykład. Młodzi stażem policjanci zatrzymali do kontroli kierowcę, bo bardzo szybko jechał. Okazało się, że wiózł do szpitala ojca, który miał udar. Całe szczęście, puścili go, ale pojechali za nim. Czekali przed wejściem, aż wyjdzie, żeby ukarać go mandatem karnym. Oddźwięk społeczny był dla policji tragiczny. Sprawa nie do obrony. Po jakimś czasie dowiedziałem się, że mieli zajęcia z pewnym „szeryfem”, zatrudnionym jako wykładowca po skończonym kursie podstawowym, bez doświadczenia w służbie. Powtarzał im: „Nie ma litości. Jak mandat, to mandat”. Ci młodzi policjanci tak sobie to wzięli do serca, że pojechali za tym człowiekiem do szpitala. Był to idealny materiał szkoleniowy, jak nie należy postępować. Gdyby włączyli sygnały i pilotowali kierowcę, dostaliby nagrodę za pomoc. A tak zostali ukarani. Powinni być uczeni nie tylko stosowania prawa, ale też empatii. Być może coś się zmieniło, bo dziś mamy wiele przekazów o pozytywnych zachowaniach funkcjonariuszy. To efekt szkolenia i doświadczenia.
Dlaczego polska policja nie korzysta z tego – jak pan to ujął – „starego materiału” i doświadczeni policjanci zamiast przekazywać wiedzę swoim następcom, znajdują pracę na cywilnych uczelniach?
– Nie mamy takiego systemu. Doświadczeni policjanci-specjaliści odchodząc na emeryturę, zabierają ze sobą zdobytą wiedzę i doświadczenie. Nabytą na szkoleniach i kursach w kraju oraz za granicą – suto opłacanych przez państwo, czyli podatnika. Sam należę do takich policjantów. W 1990 roku, gdy z komendantem Zbigniewem Michoniem organizowaliśmy „nową” policję w Łańcucie, przyjeżdżało nam pomóc wielu emerytów policyjnych z Zachodu, m.in. Holendrzy. Przeszli na wcześniejszą emeryturę, pod warunkiem, że będą dyspozycyjni. A później dostali polecenie, by uczyć policjantów z ówczesnego województwa rzeszowskiego, jak tworzyć policję, która ma współpracować z obywatelem. Ludzie z wiedzą w określonej dziedzinie przekazywali ją dalej. Wielu byłych funkcjonariuszy różnych służb udziela się na uczelniach cywilnych w Polsce, gdzie oprócz teorii, uczą studentów praktyki. Mogliby też dzielić się swoją wiedzą z młodymi adeptami sztuki policyjnej. Nie wiem, jak to dziś wygląda, ale zawsze był z tym problem. Może pora zmodernizować system szkolenia.
A może zasłużonym mundurowym zwyczajnie nie zależy na kolejnych pokoleniach?
– Rzadko, ale zdarza się, że ktoś po odejściu ze służby obraża się na policję, więc nie będzie pomagać. Z drugiej strony nie korzysta się z jego pomocy ze względów politycznych. „Służył komuś innemu, więc na pewno zaszkodzi”. Przysięgaliśmy narodowi polskiemu i dla nas nie powinno mieć znaczenia, czy rządzi lewica, prawica czy centrum. Każdy policjant musi realizować dyspozycje zawarte w ustawach. Nie może być tak, że kiedy władzę obejmuje prawica, pozbywamy się wszystkich, którzy byli za lewicy. I na odwrót.
Zwykle po wyborach – nie tylko w policji, ale też innych instytucjach – wymienia się komendantów poszczególnych jednostek.
– I to jest straszny błąd. Kiedy trafiłem do Olsztyna, oczekiwanie było takie, że zrobię czystkę wśród komendantów i nie tylko. Tylko po co? Przecież to byli doświadczeni ludzie. Potem się okazało, że wspaniale się z nimi współpracowało, bo nie musiałem ich niczego uczyć. Wystarczyła jedna poważna rozmowa oraz zapewnienie im autonomii decyzyjnej. Ona jest potrzebna na wszystkich poziomach – od komendanta głównego po komendanta komisariatu. Skoro ktoś wyznacza konkretną osobę na tak odpowiedzialne stanowisko, to również powinien dać możliwość decydowania w sprawach, które są w jej kompetencji. Za moich czasów mieliśmy bardzo dużą autonomię. Na początku kariery jako komendant wojewódzki zadzwoniłem w jakieś sprawie po radę do generała Andrzeja Matejuka. Powiedział: „Znam cię i wiem, że ty to wiesz, a przynajmniej powinieneś wiedzieć. To po co mi głowę zawracasz? Przecież bierzesz za to pieniądze”. Miał rację. Komendant główny nie zna, a przynajmniej nie musi znać realiów każdego województwa. Dr Przemysław Niemczuk w książce o administracji powiatowej zawarł takie motto: „Rządzić można bowiem z daleka, ale dobrze zarządzać można tylko z bliska”. Jeśli ktoś zarządza, to słucha tych na dole, a jeśli rządzi, nie interesuje go niczyje zdanie.
Czy policjant przyjęty dziś do służby to ten sam policjant, który składał ślubowanie, gdy pan był komendantem wojewódzkim?
– Trudno ocenić, czy dziś przychodzą lepsi lub gorsi. Na pewno chętni do pracy, skoro przebrnęli trudną i czasochłonną procedurę przyjęcia. Rozmawiałem z różnymi osobami, którzy wydawali się idealnymi kandydatami. A potem okazywało się, że nie przechodzili testu psychologicznego czy fizycznego. Dlatego należy się bardzo poważnie zastanowić nad systemem rekrutacji. Być może tracimy wielu chętnych do służby tylko dlatego, że słabo obsługują komputer. To, czego jestem pewien, to tego, że policjanci są przytłoczeni mnóstwem coraz to nowych obowiązków. To nie jest tylko policyjna robota. Niektórzy policjanci mówią, że muszą się dzisiaj zastanawiać, czy ich działanie będzie mniej czy bardziej „polityczne”, chociaż powinni dbać wyłącznie o to, czy jest prawne czy bezprawne. Nie martwią się tym, że nałożyli komuś mandat słusznie, czy nie, ale tym, czy może wystawili go komuś, komu nie powinni. Może warto o tym wspomnieć, bo czynnym funkcjonariuszom jest niezręcznie. A to nie jest problem regionalny, tylko ogólnopolski.
To nie powinno podlegać żadnej dyskusji.
– A takie dziś mają policjanci dylematy. To pewnie też potęguje dodatkowy stres. Jest jeszcze jeden poważny błąd.
Jaki?
– Kiedyś jeden ze studentów zapytał, czy to prawda, że policjanci drogówki muszą karać mandatem za przekroczenie prędkości o 5 km na godz., bo potrzebne jest im to do statystyk wykroczeń. Wykroczenie zaistniało, ale wystarczyłoby przecież pouczenie. Wielu przełożonych rozlicza policjantów za liczbę wystawionych mandatów. Stąd ich zachowanie w służbie wygląda mniej więcej tak, że funkcjonariusz przez połowę służby nie ma okazji do ukarania, ale musi mieć dwa, trzy mandaty, więc potem wystawia je za drobne wykroczenia. Ktoś powie, że opowiadam bzdury, ale wiem, jak było i nie sadzę, by to uległo zmianie. Nieraz analizowaliśmy notatniki. Pół służby funkcjonariusz miał bez mandatów, a godzinę przed końcem nagle były „wyniki”. To nie jest naturalne. Policjant powinien być rozliczany za bezpieczeństwo, a mandat jest tylko jednym z narzędzi.
Jak rozliczać za bezpieczeństwo?
– Jeżeli na danej trasie nie ma wypadku bądź kolizji, to znaczy, że drogówka dobrze pełni służbę. Jeśli w rewirze dzielnicowego nie dochodzi np. do przypadków przemocy i jest szeroko rozumiany porządek, to znaczy, że dzielnicowy robi to, co do niego należy. Ale żeby tak było, przełożony musi być fachowcem w swojej dziedzinie. Zapewne wtedy też będzie szanowany przez podwładnych. Kiedyś funkcjonowała tzw. rezerwa kadrowa. Każdy wiedział, kto był przygotowywany na stanowisko np. naczelnika, jeśli ten odchodził. Zastępował go, a potem naturalnie obejmował po nim funkcję. Nie było to idealne rozwiązanie, bo takich nie ma, ale tworzyło drogę kariery zawodowej. Wykluczało tzw. podchody. Nikt nie walczył o czyjąś przychylność. Potrzebna jest stabilność kadrowa i jasna ścieżka awansowa, a nie zaskoczenie, gdy ktoś nagle dostaje awans.
Podpadnie pan wielu za te słowa…
– Wiem, ale patrzę szeroko. Przez pryzmat dobra funkcjonariuszy realizujących zadania w imieniu państwa polskiego, ale i każdego mieszkańca Polski. Ja też nie planowałem, że będę zastępcą podkarpackiego komendanta wojewódzkiego policji, a dostałem takie polecenie i musiałem się zmierzyć z tym wyzwaniem. Ale miałem pewne doświadczenie. Kilkanaście lat współzarządzałem i zarządzałem policją powiatową. Dziś z tym bywa różnie. Proszę popatrzeć, kim są komendanci powiatowi. Podkomisarz, komisarz – ludzie, którzy dopiero startują na ścieżce kariery zarządzania policją. Wielu z nich doskonale sobie radzi, ale 20 lat temu to było nie do pomyślenia. Komendami kierowali zazwyczaj oficerowie starsi np. podinspektorzy. Mieli przynajmniej 15-20 lat stażu, w tym na stanowiskach kierowniczych.
Dlaczego tak się dzieje?
– Mam na to swoją teorię. Człowiek, który ma za sobą 15 lat służby, może przejść na emeryturę. Jeśli każe mu się zrobić coś, czego nie powinien, powie: „Nie, bo nie chcę mieć na karku prokuratora. Do widzenia”. A co zrobi chłopak z 10-letnim stażem?
Wstąpiłby pan dziś do policji?
– Oczywiście. To wielka sprawa służyć drugiemu człowiekowi. Dobre słowo wyrażone osobiście, listownie czy ktoś przypadkowo napotkany, kto po latach przypomina o czymś z wdzięcznością – dla takich chwil warto by ponownie wstąpić do policji. Choć miałbym pewnie duże trudności z dostosowaniem się do obecnego systemu.
A można funkcjonować w tym systemie, nie działając według jego reguł?
– Myślę, że byłoby to bardzo trudne, ale zawsze trzeba dążyć do tego, by policja była integralną częścią obywatelskiego i demokratycznego społeczeństwa. Szef powinien mieć dużą autonomię decyzyjną. A szeregowi policjanci nie mogą być wyłącznie od przynoszenia mandatów. Muszą dać coś od siebie. Wiem, że mają pomysły, ale nie zawsze chcą albo mogą je wyartykułować.
Byłby pan więc policjantem-idealistą.
– Policjantem proobywatelskim. Bo on musi służyć człowiekowi. Widziałem tę proobywatelskość policji podczas wizyt w USA czy Niemczech. Uważam, że polska policja nie odbiegała tak bardzo od proobywatelskich osiągnięć służb amerykańskich czy niemieckich. Przemawiały za tym choćby zaufanie obywateli do policji na poziomie 80 procent. Jako zastępca, a później komendant wojewódzki służyłem w Rzeszowie od 1999 do 2012 roku. Współpracowałem z czterema opcjami politycznymi sprawującymi ówcześnie władzę. I mimo różnych trudności oceniam ten czas bardzo pozytywnie. Zawsze starałem się zrozumieć i szanować każdego człowieka. Bo każdy ma prawo do własnych poglądów.
A pan się obraził na policję?
– Nie. Odszedłem po prawie 35 latach, bo miałem pełną wysługę emerytalną i uznałem, że to najlepszy czas, by pożegnać się ze służbą w policji. Dziś jestem szczęśliwym emerytem. Mam wielu słuchaczy na WSPiA w Rzeszowie i cieszę się, że mogę dzielić się swoją wiedzą. Niektórzy mi wytykają, że startowałem w wyborach. Nie zrobiłem tego dlatego, że nie lubię obecnej władzy. Po prostu nie podobało mi się, że państwo zaczęło łamać podstawowe filary demokratycznego państwa, tj. konstytucję, prawa człowieka, prawa nabyte emerytów. Uznałem, że tego robić nie wolno. Chyba byłem idealistą.
*Generał Józef Gdański – były policjant z ponad 30-letnim doświadczeniem. W latach 1999-2008 był zastępcą komendanta wojewódzkiego policji w Rzeszowie. Później przez osiem lat pełnił funkcję komendanta wojewódzkiego policji – najpierw na Podkarpaciu, a następnie na Warmii i Mazurach. Odbył szereg kursów specjalistycznych – w tym między innymi w USA, w Niemczech, na Węgrzech – o tematyce związanej z bezpieczeństwem publicznym, współpracą międzynarodową, a także współdziałaniem z samorządami. Obecnie wykładowca WSPiA Rzeszowskiej Szkoły Wyższej.