Nadużycia funkcjonariuszy to sprawa dla komisji specjalnej. Rozmowa z gen. Andrzejem Matejukiem
Dnia 5 grudnia 2020 roku w e-wydaniu Wyborczej ukazał się artykuł pt. ,,Były szef policji: nadużycia służb na ulicach to sprawa dla komisji specjalnej”, rozmowa z gen. Andrzejem Matejukiem.
(…)
JACEK HARŁUKOWICZ: Podpisał pan apel kilkudziesięciu generałów policji, wojska i służb specjalnych, w którym wyraziliście „głęboki niepokój w związku z rozwojem sytuacji w kraju”. Chodzi o sytuację na ulicach.
ANDRZEJ MATEJUK: Bo widzimy tam często sceny bulwersujące, żeby nie powiedzieć przerażające. Dla nas, byłych dowódców i osób zajmujących stanowiska kierownicze w służbach mundurowych, niektóre działania policji są zwyczajnie niezrozumiałe i wymagają szybkiego wyjaśnienia. To w interesie społeczeństwa, ale i policji, do której zaufanie – mozolnie budowane przez ostatnie 30 lat – dramatycznie spada.
Piszecie: „Dalsza eskalacja działań, podsycanie i nieodpowiedzialne zachowania polityków doprowadzi do tragicznych i nieodwracalnych konsekwencji”. Których polityków? I jakie mogą być konsekwencje?
– O politykach nie chciałbym mówić, a jeśli chodzi o konsekwencje, to choćby lawinowy wzrost przestępczości każdego rodzaju: od kryminalnej, nawet drobnej, po przestępstwa najcięższe. Po pierwsze, przestępcy reagują bardzo szybko. Potrafią zauważyć, że policja zajmuje się sama sobą lub jej działania koncentrują się na innych wydarzeniach niż ich ściganie. Po drugie, spadek zaufania do policji może skutkować rozprężeniem w jej szeregach. Wiemy, że nie wszyscy są zadowoleni z tego, że rzuca się ich do rozbijania kobiecych protestów. Jeśli będą wyszydzani, to mogą różnie reagować: jedni brutalniej, inni będą odwracać głowę, na interwencje przyjeżdżać po czasie. To będzie skutkować dalszym obniżaniem bezpieczeństwa, a bezkarność przestępców będzie eskalować.
Zwracacie się też do policjantów, „by działali zawsze zgodnie z prawem, pamiętając, że służą społeczeństwu”. W ostatnich tygodniach działania niektórych budzą poważne zastrzeżenia.
– Niestety, dochodziło do sytuacji, w których działania policjantów wydawały się co najmniej nieadekwatne, a stosowane przez nich środki przymusu bezpośredniego zwyczajnie nadmierne. Tu do oceny nie potrzeba być fachowcem. Wszystko to powinno zostać wyjaśnione.
Przez kogo?
– Na pewno nie przez samą policję, bo będzie podejrzenie, że ktoś coś próbował ukryć. Już teraz toczą się przecież różnego rodzaju postępowania wyjaśniające, w użyciu jest pewnie Biuro Spraw Wewnętrznych. Ale żeby zapanować nad tym kryzysem, z którym mamy do czynienia, musimy zadziałać szerzej.
Jak?
– Wyobrażam sobie, że wyjaśnieniem wszystkich wątpliwych sytuacji z ostatnich dni, przekroczeń uprawnień, wydawanych poleceń, rozkazów, przygotowywanych scenariuszy, powinna się zająć specjalna komisja. Jej zakres działania, ale również skład, powinien być szeroki i obejmować autorytety i specjalistów, nie tylko z zakresu działań policyjnych, ale również profesorów prawa czy przedstawicieli organizacji społecznych. Na jej czele widziałbym rzecznika praw obywatelskich, który w trybie pilnym powołuje taką komisję.
Powinni przeanalizować nagrania, które wskazywać mogą na bezprawne działania policjantów, ale – i to jest bardzo ważne – również wydawanych im rozkazów. Musieliby ustalić, co wysyłani do protestów funkcjonariusze słyszeli na odprawach. Czy instruowano ich, jak mają się zachowywać, jakie stawiano przed nimi wymagania i kto je stawiał. A także, czy zwracano uwagę na przestrzeganie praw człowieka podczas interwencji. Nie chodzi tu o sąd nad policją. Komisja musiałaby brać pod uwagę również argumenty drugiej strony. Funkcjonariusze nie mogą bowiem poczuć, że zostali pozostawieni samym sobie, że wykonując rozkazy, odpowiadają tak naprawdę tylko za decyzje swoich przełożonych. To byłoby niebezpieczne. Jeśli komisja stwierdziłaby jakiekolwiek nieprawidłowości, powiadamiałaby prokuraturę, a ocena należałaby do sądu.
Nie trzeba być sądem, by wyrobić sobie zdanie, jak policja potraktowała posłankę Barbarę Nowacką. Widział pan, jak po wyciągnięciu legitymacji poselskiej jeden z funkcjonariuszy psiknął jej z bliskiej odległości gazem w twarz?
– Widziałem. Wyglądało to bardzo źle. Myślę, że każdy przytomny funkcjonariusz – od posterunkowego po oficera – stwierdzi, że nie było tu żadnych podstaw do użycia miotacza gazu.
Co się zatem stało?
– Decyzję o użyciu przymusu każdy funkcjonariusz podejmuje indywidualnie, to jego subiektywna decyzja. Musi być jednak zgodna z przepisami. Jeśli nie jest zagrożone życie ani zdrowie funkcjonariusza, nie powinien sięgać po broń czy miotacz gazu. Na wyposażeniu ma przecież jeszcze pałkę, zna chwyty obezwładniające. Nie ma szczegółowych przepisów regulujących, że w takiej i takiej sytuacji można skorzystać z takiego czy innego środka przymusu bezpośredniego. Stosując się do praktyki, ciężko jednak uznać, że zachowanie posłanki kwalifikowało się do zastosowania gazu.
Doszło do ataku na posła, osobę objętą immunitetem.
– Immunitet to – poza wszystkim innym – również przyzwolenie na podejmowanie przez objęte nim osoby pewnych działań, których nie wolno robić pozostałym obywatelom. Takiej osobie gwarantuje bezwzględne bezpieczeństwo. Policjanci o tym wiedzą, bo uczą się tego na szkoleniach. To kolejny element tej historii wymagający wyjaśnienia: czy policjant zdawał sobie sprawę, że atakuje posłankę, czy ktoś poinformował go wcześniej, że nie musi przejmować się legitymacją poselską, że jest przyzwolenie również na atakowanie polityków.
Cały artykuł dostępny w Prenumeracie Wyborczej pod linkiem https://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,26569508,gen-andrzej-matejuk-policja-spalowala-zaufanie-brutalnosc.html