Protesty kobiet – w rozmowie z Gazeta.pl gen. Adam Rapacki
– Jeżeli rządzący będą chcieli eskalować konflikt, prowadzić do konfrontacji i rękami policji dokręcać śrubę protestującym, to ze strony protestujących też dojdzie do eskalacji napięcia – mówi w rozmowie z Gazeta.pl były wiceszef KGP gen. Adam Rapacki.
GAZETA.PL, ŁUKASZ ROGOJSZ: Co się dzieje z polską policją w ostatnich tygodniach?
GEN. ADAM RAPACKI: Policja jest w bardzo trudnej roli. Z jednej strony, ma silną presję na egzekwowanie prawa i to presję płynącą ze strony rządzących, a więc szefa MSWiA oraz wicepremiera ds. bezpieczeństwa. Z drugiej strony, to prawo bardzo często ma słabe umocowanie konstytucyjne, jest mało spójne i mało logiczne, przez co wywołuje opór albo nawet agresję społeczną. Weźmy tylko zakaz wchodzenia do lasów z wiosny tego roku czy wprowadzony jesienią nakaz noszenia maseczek. W ten sposób wiele ograniczeń jest wprowadzanych w trybie rozporządzeń, a żeby ograniczać prawa i wolności obywatelskie potrzeba przynajmniej ustawy. Ale prawo, to prawo i policja musi je egzekwować.
Problemem jest konieczność egzekwowania tego prawa czy może styl jego egzekwowania?
Jedno i drugie. Konieczność wynika z przepisów. Trudno tutaj oczekiwać, żeby policjanci badali konstytucyjność przepisów. Oni są od przestrzegania prawa i egzekwowania przestrzegania tego prawa przez innych obywateli. Tyle że nikt nie zwolnił przy tym policjantów z myślenia. Sposób egzekwowania prawa jest tutaj kluczowy.
Policja sobie z tym radzi?
Było i jest z tym bardzo różnie. Pierwsze protesty Ogólnopolskiego Strajku Kobiet były zabezpieczane w sposób właściwy. Policjanci skupiali się na tym, żeby zapewnić uczestnikom zgromadzeń bezpieczeństwo i ochronić ich przed ewentualnymi atakami innych grup. Wszystko odbywało się logicznie, sensownie, zgodnie ze sztuką policyjną.
Tyle że potem przyszło zaostrzenie kursu.
Tak, po 11 listopada. Widać było wyraźnie po działaniach policyjnych, że to nie jest już to troskliwe i opiekuńcze nastawienie. Celem było zniechęcenie protestujących.
Liczby nie kłamią. Niedawny sondaż IBRiS-u dla Interii pokazuje, że policji ufa dziś 44,1 proc. Polaków; nie ufa – 33,1. W ciągu trzech lat nieufność wzrosła o kilkanaście punktów procentowych i nie wygląda, żeby na tym miało się skończyć.
Stąd apel ponad 200 generałów i admirałów służb mundurowych – z wojska, policji, straży pożarnej, straży granicznej, byłego Biura Ochrony Rządu. To ludzie, którzy pełnili swoje funkcje w różnych okresach i pod różnymi rządami. Jest tam wiele osób, które pamiętają, jak sytuacja wyglądała w stanie wojennym, jak używano wówczas służb i jak służby były odbierane przez obywateli. Bardzo chcielibyśmy tego uniknąć, więc postulowaliśmy o opamiętanie do wszystkich stron sporu. Do rządzących – żeby usiedli do stołu i zaczęli rozmawiać z protestującymi, żeby wycofali się również z rozwiązań nieakceptowanych przez większość społeczeństwa. Do protestujących – żeby nie eskalowali napięcia, żeby nie uważali policjantów za swoich wrogów, bo oni wyłącznie realizują dyspozycje związane z przestrzeganiem prawa. Do policjantów i żołnierzy – żeby kierowali się zdrowym rozsądkiem i przyzwoitością w swojej służbie. Jak mawiali klasycy: jeśli nie wiesz, jak się zachować, to zachowaj się przyzwoicie.
(….)
Czyli to dowódca operacji w Warszawie się nie spisał?
Ewidentnie zabrakło mądrego zadaniowania tego pododdziału, precyzyjnego wyznaczenia i realizacji konkretnych celów. Funkcjonariusze BOA najpierw zostali ujawnieni przez uczestników demonstracji, a później także telewizje relacjonujące protesty. Wyglądało to fatalnie – grupka wielkich chłopów w kominiarkach i z pałkami teleskopowymi w dłoniach, stojąca w bocznej uliczce. Przecież tak nie wygląda elitarny oddział policji, tylko grupka zadymiarzy idących na „akcję”.
Pełna teść artykułu dostępna pod linkiem